Pasaż z wiolonczelistką

,,Prześliczna wio, wiolo, wiolonczelistka, la la la. Jej oczy 1śnią; jej usta drżą (…) Gdy dłonią swą struny przyciska… » Starsi ludzie pamiętają tę piosenkę Skaldów, do której słowa napisał Wojciech Młynarski. Z Prześliczną Wiolonczelistką Barbarą Marcinkowską rozmawiałem w knajpie na Wyspie Świętego Ludwika, na rogu ulicy Dwóch Mostów i Nabrzeża Orleańskiego, w miejscu, w którym przed stu pięćdziesięcioma laty cierpiał gruźlicze męki ksiądz Edward Duński. Znosił je dzielnie w ostatnich chwilach żywota, ale niekiedy ból brał górę i wtedy Duński wydawał jęk. Wiolonczelowo.

Najpierw Piotr Moss zaprosił mnie do mieszkania przy rue Daru w ósmej dzielnicy: Przyjdź, nie pożałujesz ». Poszedłem, zapomniałem numeru, krążyłem chwilę wokół złotych bań cerkiewnych szemrzących szlachetną ruszczyzną kontrapunktowaną bekiem płowowłosego chłopięcia: po lekcji religii prawosławnej syn emigranta o lekko skośnych oczach okładał kolegę kułakami: chłopię buczało: ,,Bu, bu, bu » jak basy w „Weselu ». Widzę to, co opisuję. Muzycznie przeto rozgrzany trafiłem do salonu. U sufitu wisiał kryształowy pająk jak w dekoracji do ,,Wiśniowego sadu »; komnata pomalowana olejną farbą w ciemny granat wybornie błyszczący niczym przedpokój dyrektora Teatru Varieté z ,,Mistrza i Małgorzaty ». Tłumek: rysy nadwrażliwców sprzed bolszewickiego puczu, mówiący po francusku, bo to wszak Francuzi. Na środku Prześliczna Wiolonczelistka w otoczeniu dzieci. Buzie wielkiej cudności: alabastrowe, pociągłe, uduchowione, natchnione.

Zaczął chłopiec trzykrotnie mniejszy od wiolonczeli. Później dziewczynka, która już czas pewien ,,studiowała instrument ». Następnie dorastający już Gotfryd wykonał Bacha. I młody » solista o oliwkowej skórze, kierowany przez Barbarę Marcinkowską od dziecka. Potem wniesiono szampana, kawior i mrożoną wódkę. Z okazji opublikowania przez Barbarę Marcinkowską podręcznika gry na wiolonczeli dla dzieci. Pierwszego we Francji, w której od wieków wiolonczela – księżniczką wszak Burgunda.

Prześliczna Wiolonczelistka od kilku lat profesoruje w słynnym konserwatorium w Wersalu. Reprezentowała Francję na światowej konferencji wybornych znawców wiolonczeli na Tajwanie. Napisała pracę doktorską o estetyce i interpretacji dzieł muzycznych i plastycznych swego duchowego nauczyciela André Navarry największego, nie tylko we Francji, Mistrza wiolonczeli. Uwagi zawarte w doktoracie wyzyskała w wiolonczelowym podręczniku dla dzieci, który jak twierdzą wydawcy sprzedaje się znakomicie, a przyszli wirtuozi zdążyli już go pokochać.

André Navarra zmienił bieg życia Barbary Marcinkowskiej. Przyjechała do Francji w roku 1977 na półroczne stypendium i pod wpływem Navarry rozpoczęła grę na wiolonczeli od abecadła, od gam, od ułożenia ręki. A przecież sława jej rosła, kunszt podziwiały tłumy. Pierwsza nagroda w warszawskiej Akademii Muzycznej, kariera w orkiestrze Polskiego Radia, laury na międzynarodowych konkursach że słynnym Trio Warszawskim. Recitale solowe we Francji, w Szwajcarii, w Izraelu, w Stanach Zjednoczonych, w Japonii. Pisali lub dedykowali jej utwory Lutosławski, Penderecki, Tansman, Dutilleux, Taira,Tisné, Moss, Amaury de Closel. Barbara Marcinkowska rozpoczęła od nowa. Grę ze sztuką i z dziećmi.

W dziwnym mieszkaniu z pająkiem i granatowymi ścianami widziałem, jak Prześliczna Wiolonczelistka w antyszambrze słuchała koncertu w wykonaniu swego ucznia. Młody Gotfryd potrząsał bujną grzywą, na jagody wystąpiły mu rumiefice. Grał Bacha z największym przejęciem. A pani profesor, zapomniawszy o bożym świecie, przyciskała palce na napowietrznym gryfie i prowadziła dłonią niewidoczny smyk. Naszeptywała bezgłośnie jakieś zaklęcia, a może rady dla Gotfryda. Magiczna wio, wiolo, wiolonczelistka, la la la..

Błogosławieni, którzy zapomniawszy o sobie, oddali sztukę. dzieciom. Przed osiemnastoma laty Barbara Marcinkowska postąpiła jak dziecko precz odepchnąwszy sławę i zaszczyty zaczęła naukę abowo. Teraz Dobra Wróżka z Wyspy cierpliwie uczy innych tajemnic wiolonczeli i niepojętej wiedzy o byciu dzieckiem podszytym do ostatniego tchnienia, daj Boże bezbolesnego.

Gazeta Wyborcza Nr 20, 24.01.1995

Autor Krzysztof Rutkowski